NL | AMS | ARONS GELAUFF - ANIMAL SHELTER


Gdy myślimy o polskich schroniskach dla zwierząt, przed oczami mamy zgoła inny wizerunek niż ten, który proponuje nam holenderska stolica. Pomimo, iż w Amsterdamie można na ulicach spotkać kaczki, gęsi, łabędzie, oraz cała plejadę innych mniejszych stworzeń, na próżno by szukać tam bezdomnych psów czy kotów. Niemniej jednak na przedmieściach wybudowano schronisko, które funkcjonuje również jako hotel dla zwierząt. 


Długo szukałam tego schroniska ze względu na jego lokalizację, choć jak sami przyznacie, trudno nie zauważyć tej jaskrawozielonej elewacji. Wbrew pozorom te dwa aspekty są ze sobą powiązane - lokalizacja i elewacja: obydwie mają za zadanie izolować otoczenie budynku od hałasów dochodzących z wnętrza. Schronisko jest w stanie pomieścić 180 psów i 480 kotów, które w Amsterdamie są bardzo popularne, ze względu na ich "użytkową" formę - jak możecie się domyślać roi się tu od różnego rodzaju gryzoni, dla których jedynym faktycznym odstraszaczem są właśnie koty.


Forma budynku, niczym wstążka powiela obrys działki, z jednym tylko wyjątkiem - strefy wejściowej, która tworzy swoistą "niszę". W "obrysie" zlokalizowane zostały klatki dla psów, tworząc wewnętrzny dziedziniec - plac zabaw i wybieg dla psów. 


Pomysł na elewacje był prosty - odniesienie się do otaczającej budynek zieleni i wykorzystanie jej jako graficzny pattern, podkreślający tylko horyzontalność założenia. Przyjazny dla oka budynek nie przywodzi na myśl "biednego losu" psów, a wręcz odwrotnie - wywołuje bardzo pozytywne skojarzenia i pozostaje w pamięci jako charakterystyczny i atrakcyjny obiekt. 

0 komentarze:

NL | AMS | MVRDV - PARKRAND


Pewnie się zastanawiacie co może łączyć Katowice z Amsterdamem? No, przynajmniej z pewną częścią Amsterdamu. To hasło "miasto ogrodów" - adekwatne na pewno w stosunku do dzielnicy holenderskiej stolicy - Geuzenveld-Slotemeer. Te zachodnie przedmieścia Amsterdamu zabudowane zostały w latach 1950/1960 osiedlami małych domków i stosunkowo niewielkich 4-piętrowych monotonnych bloków tonących w zieleni urozmaiconej licznymi stawami. 

Stosunkowo niedawno rozpoczęty został proces transformacji dzielnicy, mający na celu efektywniejsze wykorzystanie obszaru przy zachowaniu idei "dzielnicy ogrodów". Od tego czasu jak grzyby po deszczu wyrastają co raz to nowe budynki. Niektóre z nich stają się ikonami - inne nie doczekały się aż tak wielkiego splendoru, niemniej jednak są zdecydowanie przyjemne dla oka i nie straszą zbyt wydumanymi formami czy kolorami (mały ukłon w stronę naszego małego grajdołka), których geneza nie jest poparta racjonalnymi przesłankami. 


Kompleks Parkrand, co w dosłownym tłumaczeniu oznacza "krawędź parku", powstał w miejscu 3 powojennych 4-piętrowych bloków, na granicy jednego z większych amsterdamskich parków - Eendrachts. 12-piętrowy blok o wymiarach 34 m szerokości na 134 m długości, zdwoił ilość oferowanych przez poprzednią zabudowę mieszkań, zajmując zdecydowanie mniej miejsca. Te 224 mieszkania, zamknięte w dość charakterystycznej formie, "stoją" twarzą w twarz z parkiem, a pomiędzy nimi znajduje się tylko olbrzymiej wielkości trawnik, pozwalający z jednej strony docenić piękno architektury, a z drugiej spotęgować wrażenie przestronności i oddechu. Przez duże "dziury", będące chyba najbardziej rozpoznawalną wizytówką tego projektu widać od zachodu korony drzew parku, natomiast od strony samego parku można nacieszyć oko feerią odbić i grą światłocienia podczas zachodów słońca.



Tę prostopadłościenną bryłę można podzielić na trzy horyzontalne części: parter, część środkową, oraz "górę". Dwukondygnacyjny parter oraz góra są "zabudowane" i stanowią ramy formalne tej jednostki, podczas gdy część środkowa, wygląda, jakby była "wydrążona", bądź jak kto woli - wypełniona blokami mieszkalnymi, przypominającymi wieże. 
Monolityczny parter ukrywa wejście do budynku, z którego przechodzi się do wewnętrznego "atrium". Z atrium możemy dostać się do szachtów komunikacyjnych każdej z "wież", ale także przedostać się na "wyższy poziom", czyli tak zwanych trzech zewnątrz-pokoi, które nie są niczym innym jak przestrzenią pseudo-publiczną, wyposażoną elementami małej architektury, charakterystycznymi olbrzymimi donicami, wprowadzającymi nieco zieleni do "wnętrza" obiektu, czy gigantycznymi żyrandolami, nadającymi przestrzeni przytulny charakter. Po raz kolejny odwołam się do naszego śląskiego podwórka, gdzie to przestrzeń pomiędzy familokami a obiektami gospodarskimi, czy ogrodami, była centrum życia lokalnej społeczności. Taką właśnie funkcję ma spełniać ten wewnętrzny dziedziniec - stymulować mieszkańców do poznawania się i zacieśniania relacji międzyludzkich. 





Możliwe, że fasady nie odzwierciedlają tego, ale budynek oferuje szeroki wachlarz typologii mieszkań i ich rozmiarów - od 87 do 132 m2, włączając w to także mieszkania dwupoziomowe, które znajdują się na ostatnich dwóch kondygnacjach. 
Od zewnątrz budynek wykończony został prefabrykowanym płytami betonowymi o antracytowym kolorze, których szorstka faktura koresponduje z dużymi, gładkimi taflami szklanymi, pozwalającymi nie tylko wykorzystać do maksimum tak skromne w Amsterdamie słońce - chodzi mi tu o okna, ale także stać się elementem wykończeniowym jak np. w balustradach. "Wewnętrzne" wycięcia oblicowano białymi płytkami ceramicznymi, co dodatkowo potęguje wrażenie "wycinania" z monolitycznego bloku owych "dziur". Smaczkiem, którego nie sposób nie docenić jest zastosowanie białych cegieł matowych, jak i błyszczących. Powoduje to, że oglądając elewacje pod różnym kątem i przy odpowiednim oświetleniu, jesteśmy w stanie dostrzec rysujący się na nim wzorek. Nie sposób tu nie wspomnieć o detalach wykończeniowych, które zostały jak widać przemyślane i działają tylko na plus.






Jednym słowem - architektura dla ludzi, przy zachowaniu wymagań rynku i bez górowania formy nad treścią, bo być może nie dodałam, że owe "dziury" pozwalają na dostęp światła do mieszkań, wytworzenie wewnętrznego placu i optyczne powiązanie przestrzeni "za" i "przed" budynkiem, a nie są tylko zabiegiem czysto formalnym. 





0 komentarze:

NL | AMS | KOW_ARCHITECTURE - HET WATERFORT


Wodny fort - tak w dosłownym tłumaczeniu brzmi nazwa dość sporego kompleksu, którego detale architektoniczne wydają się odnosić wprost do historycznych fortyfikacji. Pewnie nigdy nie wybrałabym się na te dość odległe "rubieże" Amsterdamu, gdyby nie stojący nieopodal WOZOCO pracowni MVRDV, bo budynek sam w sobie przypomina raczej "kociołek" różnych idei, aniżeli konsekwentnie prowadzony pomysł.  



Możecie sobie tylko wyobrazić jakie wielkie było moje zaskoczenie, gdy tuż przy jednej z wylotowych arterii komunikacyjnych miasta, przy której stoi omawiany obiekt zobaczyłam chmarę szybko-bieżących ku mnie gęsi. Tak właśnie wita przedpole Het Waterfort - ciekawie, bo chyba nikt, kto nie był w Amsterdamie i ma wyobrażenie o tym, jak wysoko rozwinięte jest to miasto, nie spodziewałby się widzieć całego zwierzyńca wałęsającego się po ulicach nie tylko przedmieść, ale i centrum. 
Ale wróćmy do architektury. Założony na planie kwadratu budynek, został wydrążony w środku, tworząc wewnętrzny dziedziniec. Z zewnątrz można się do niego dostać przez dość sporych rozmiarów "portal" (6 x 25m), broniony przez dzielne gęsi. Tuż obok rampy prowadzącej ku atrium, znajduje się druga, prowadząca tym razem w dół, przeznaczona dla aut, do "podziemnego", czy raczej w tym wypadku podwodnego garażu, bo cały obiekt został otoczony "fosą", wypełnioną wodą z pobliskiego jeziora Sloter. 


Z zewnątrz, jak widać mamy do czynienia z tak bardzo hołubioną, nie tylko ze względu na tradycję, ale głównie ze względu na ekonomiczny aspekt inwestycji, czerwoną cegłę. Zastosowany materiał bardzo dobrze koresponduje z opracowaniem "cokołu" budynku, przypominającym faktycznie historyczne fortyfikacje. Tak dobrze jednak już nie jest jeśli chodzi o "zamknięcie" obiektu od góry. Biała wstęga, podążająca za formą bloków, podkreślająca ich nieregularność, wywołuje automatycznie uczucie wykorzystania panującej tendencji do tego typu wykończeń budynków, co samo w sobie jest ciekawe, ale w tym wypadku zupełnie nie osadzone w charakterze. 

 

Nie jest to powalające dzieło, ale całkiem poprawna architektura i zapewne gdyby stanęła w Polskich warunkach nie oceniałabym jej tak surowo, ale...lokalizacja zobowiązuje. 

0 komentarze:

DE | CGN | PETER ZUMTHOR - KOLUMBA


Germania - kraj dobrych autostrad, wszechobecnego porządku i dbałości - od wszystkiego oczywiście znajdą się wyjątki, ale nie można im nie przyznać palmy pierwszeństwa jeśli chodzi o rewitalizację, poszanowanie dla obiektów historycznych, w czyimkolwiek wykonaniu by to nie było. W tym wypadku austriacki architekt - Peter Zumthor przyłożył rękę do powstania ciekawej mieszanki pozostałości kościelnych murów z nowoczesną architekturą, jednym słowem - muzeum Kolumba. Stworzył on po raz kolejny miejsce tak charakterystyczne dla jego filozofii - miejsce ciszy, spokoju, poszanowania dla przeszłości, kontekstu, lokalnej kultury. 



Kolumba zostało założone w 1853 roku przez Towarzystwo Christian Art, które utrzymuje kolekcję sztuki religijnej już z czasów pierwszego wieku naszej ery, z której to pochodzi portret synowej cesarza Tyberiusza. Zbiory muzeum obejmują 2000 lat architektury i tyleż samo lat sztuki. Niedawno, pod koniec lat 90-tych ogłoszony został konkurs na nowy budynek muzealny, który miał zastąpić 4.300 m2 powierzchni, jaką dawniej zajmował budynek muzealny. Wygrał projekt Petera Zumthora, który wykorzystał pozostałe ściany i nieregularny plan wieloboku, na którym założony był pierwotnie kościół św. Kolumba. W efekcie powstał obiekt o powierzchni 17.222 m2, który kosztował niebagatelną sumę pieniędzy - 64,5 miliona dolarów.



Pierwotny kościół kolumba ma podwójną historię, jednak obie jego części stanowią dzisiaj integralną część nowego budynku. W czasie drugiej wojny światowej niemal całe sąsiedztwo zostało zrównane z ziemią. Bombardowanie przetrwała jedynie późnogotycka figura Maryi, której ocalenie uznano za cud, przeto wybudowano dla niej ośmioboczną kaplicę, która dzisiaj znajduje się wewnątrz muzeum Kolumba. W 1973 roku archeolodzy odkryli w pobliżu ruiny gotyckie, romańskie, a także średniowieczne pozostałości miasta, które do dzisiaj można podziwiać wewnątrz muzeum.


We wnętrzu prezentowana jest kolekcja dzieł sztuki od późnego antyku aż do współczesności. Budynek mieści 17 galerii, z których każda różni się proporcjami i oświetleniem właśnie po to, by każdemu ze zbiorów nadać indywidualną oprawę i adekwatny charakter. 



W celu zachowania dostępu do starożytnych ruin, Zumthor stworzył dla nich swego rodzaju "zadaszenie", podtrzymywane przez szereg żelbetowych kolumn, uzyskując dzięki temu przestrzeń o wysokości niemal 40 metrów. Biorąc przykład z kaplicy maryjnej użył on "otwartych" cegieł do zabudowania pomieszczenia, uzyskując dzięki temu refleksy świetlne nadające wnętrzu niesamowity charakter.

0 komentarze: