DK | CPH | ZAHA HADID - ORDRUPGAARD MUSEUM COPENHAGEN



Nowe muzea to fenomen obecnych czasów. Nie są to już tylko "miejsca" do przechowywania i eksponowania zbiorów, ale funkcjonują jako autonomiczne jednostki o określonej wartości architektonicznej. Gdyby położyć na szalę zainteresowanie współczesnymi muzeami to zastanawiam się czy przynajmniej w połowie wynikałoby ono z znajdującej się wewnątrz kolekcji. 
Oryginalne muzeum Ordrupgaard założone zostało w 1918 roku jako letnia rezydencja rodziny Hansen. Wilhelm Hansen był magnatem ubezpieczeniowym, ale jego zainteresowanie sztuką sprawiło, ze zaczął gromadzić kolekcje malarstwa francuskich impresjonistów i duńskich artystów. Muzeum zlokalizowane jest w dość peryferyjnej części Kopenhagi, wśród zieleni parku angielskiego. Zapewne nie byłoby ono tak  interesującym punktem mnogich wycieczek, gdyby nie nazwisko Zahy Hadid, które działa jak magnes. 



W roku 2001 Zaha Hadid wygrała konkurs na rozbudowę tego kopenhaskiego muzeum. Stworzyła charakterystyczną dla siebie "metkę" którą "przylepiła" do klasycyzującego budynku właściwego muzeum dublując jego powierzchnię. Budynek po raz kolejny przypomina taśmę, która swobodnie wije się wśród zieleni. Takie wrażenie można odnieść oglądając bryłę nie tylko z zewnątrz ale także jej rzut. Organicznie wyrasta z terenu dzięki porośniętemu zielenią pagórkowi, z którego to wychodzi betonowa "odnoga" perforowana wyraźnym, refleksyjnym szkleniem co pozwala jeszcze bardziej zespoić budynek z otoczeniem. 



Żeby w pełni móc odkryć walory budynku należy przejść pod łącznikiem, prowadzącym ze starego do nowego obiektu. Ten niby-tunel wyprowadza na "polanę" otoczoną drzewami, na której można nacieszyć oko tym, na co pozwala żelbet - miękkie zaginanie form, kształtowane niczym z plasteliny, co w 2001 roku było jeszcze dość "świeże". 




Palczasto zakończona bryła unosi się nawet fragmentarycznie nad terenem, co nadaje jej "lekkości", jakby żelbetowa skorupa wcale nie była taka ciężka. Silnie refleksyjne szkło dodaje obiektowi lekkości i daje dodatkowo wrażenie uspójnienia z otoczeniem. 
W budynku mieści się kawiarnia, nowe sale wystawowe, wielofunkcyjna hala oraz hall wejściowy.





1 komentarze:

DE | IBA | GEORG HEINSIUS VON MAYENBURG - MARGA


Marga to najstarsze miasto-ogród w Niemczech, które przez wiele lat było totalnie zapomniane. Kilka lat temu nastąpiło jego "przebudzenie". Postanowiono przywrócić jego dawną świetność - czyli ożywić miasto, którego ideą było humanitarne powiązanie miejsc pracy z miejscem zamieszkania.


Na próżno dzisiaj szukać miasta o nazwie Marga, bo zlało się ono z Senftenberg`iem - miastem rozciągającym się nad jeziorem o tej samej nazwie, które to jeszcze do niedawna było potężnym "kraterem", gdzie wrzała praca przy wydobyciu węgla brunatnego. Startujący w roku 1906 zakład przemysłowy zlecił drezdeńskiemu architektowi Georg`owi Heinsius`owi von Meyengurg zaprojektowanie osiedla mieszkaniowego dla swoich pracowników wraz z zabudowaniami fabrycznymi zlokalizowanymi w pobliżu. 
"Kolonia Marga", założona na koncentrycznym planie z siecią dróg skupiających się w samym centrum stanowiącym rynek, została zakończona w 1914 roku. Olbrzymi plac centralny stanowiący zarówno miejsce targów, otoczony został z trzech stron budynkami usługowymi w stylu art nouveau. Plac został domknięty kościołem zaprojektowanym dla lokalnej społeczności, której życie miało się właśnie tam skupiać. 
Nazwa miasta-ogrodu odnosi się do idei, gdzie każdy z domów posiada swój "skrawek zieleni". Funkcja mieszkaniowa została uzupełniona o szkołę, dom towarowy, różnorodne formy małego biznesu oraz dom gościnny Kaiserkrone. 



Marga stanowiła punkt zapalny dla niemieckiej reformy budownictwa socjalnego, będącą reakcją na złe warunki zamieszkania pracowników w dobie szybkiej industrializacji. Dzisiaj miasto istnieje w niemal niezmienionej formie - oryginalne budynki zostały odnowione i przystosowane do potrzeb współczesnych mieszkańców. 72 budynki, w których mieściło się 500 mieszkań, unowocześniono, redukując ich liczbę do 396, co spowodowane było potrzebą stworzenia większych jednostek mieszkaniowych, adekwatnych do współczesnych standardów. 
Nie da się jednak "tchnąć życia" w peryferia miasta, oczekując, że stanie się ono centrum życia. Marga funkcjonuje raczej jako sypialnia aniżeli samowystarczalna jednostka, pomimo wielu starań i "wyczyszczeniu" dzielnicy Senftenberg`u niemal na błysk. 

0 komentarze:

DE | IBA | STEFAN GIERS, SUSANNE GABRIEL - WIEŻA WIDOKOWA


Każdy ma swoje "mazury" - co prawda niekiedy nie są one efektem przejścia lodowca, a raczej przejazdu setek koparek - ale w efekcie i tu woda i tam woda ;). Łużyckie pojezierze powstaje właśnie na terenie, gdzie przez około 150 lat odbywało się regularne wydobycie węgla brunatnego zapewniającego Niemcom energię. Na ten cel poświęcono ponad 100 małych miasteczek, wsi i osiedli, gdyż ich lokalizacja przeszkadzała wydobyciu.
30 kopalń odkrywkowych węgla brunatnego zmieniało z dnia na dzień naturalny krajobraz Łużyc wykopując "kratery" w ziemi w celu pozyskania złóż węgla brunatnego znajdującego się od 40 do 60 metrów pod powierzchnią. 


Po roku 1990 zamknięto wszystkie kopalnie, a tereny po nich pozostałe zostały oczyszczone i zalane wodą. Tym samy dziesięć jezior znajdujących się w trójkącie pomiędzy miejscowościami Grossraschen, Senftenberg i Hoyerswerda jest zalanych bądź jeszcze zalewanych, tak, by obszar ten w pełni zrekultywować. Jeziora położone są stosunkowo blisko siebie, tworząc cały system wodny rozdzielony jedynie wąskimi pasmami terenu. 
W przyszłości kajakarzom, żeglarzom i turystom zostanie udostępnionych 7.000 ha wody otoczonej różnorodnymi atrakcjami - tarasami IBA see, konstrukcją maszyny F60, która służyła do wydobywania węgla brunatnego, itp.. 


Całe założenie wraz z wszystkimi atrakcjami można oglądać już dzisiaj z wieży, która docelowo ma się stać "landmarkiem" okolicy. Nie da się ukryć - faktycznie trudno ją przeoczyć wśród niemal płaskiego łużyckiego terenu, a jej forma w sposób oryginalny nawiązująca do przemysłowej przeszłości regionu jest rozpoznawalna. 
Ta 30 metrowa stalowa konstrukcja wzniesiona została na planie trójkąta, którego "wnętrze" wypełnia klatka schodowa pozwalająca dostać się na taras widokowy znajdujący się na szczycie. Rzeźbiarski charakter wieży nadaje ostro rysująca się klatka schodowa, która niestandardowo, bo nieregularnie wznosi się ku górze. 


Wartością dodaną jest opracowanie "informacji" pojawiających się na stopniach, platformach czy poręczach rdzewiejącej konstrukcji, pomagających odnaleźć się w "poziomie" na którym się znajdujemy czy odległości od większych ośrodków miejskich w stosunku do których zlokalizowana została wieża.

0 komentarze:

DE | CBU | HERZOG AND DE MEURON - COTTBUS UNIVERSITY LIBRARY


Po polsku: Chociebuż, po niemiecku: Cottbus - miasto jakich wiele - chociaż nie każde Dąbrówki Małe albo Siemiatycze są w stanie pochwalić się budynkiem który wyszedł spod ręki Herzog`a i de Meuron`a. Chociażby z tego powodu warto się tam zatrzymać w drodze "na zachód". 
O tym, że droga projektowa i wyobraźnia architektów są kręte niczym rzeczne meandry można się przekonać śledząc formę biblioteki w Cottbus i niekoniecznie mam na myśli jej docelową bryłę, ale przemianę jaką przeszła w stosunku do pierwotnie zaproponowanej. Jak podają twórcy na swojej stronie projekt, który wygrał konkurs na omawianą bibliotekę składał się z dwóch prostokątnych budynków, których lokalizacja zakładała jak największe zrośnięcie się z miastem. Okazało się jednak, że w czasie pomiędzy przeprowadzanym konkursem a jego realizacją sytuacja zmieniła się diametralnie. Dostosowując się do nowych warunków architekci podjęli nowe decyzje projektowe - postanowili stworzyć z obiektu biblioteki ważny punkt w krajobrazie miasta. 


Spoglądając na bryłę obiektu widać, że słowo "diametralnie" nie jest wcale użyte na wyrost. Rzut obiektu przypomina kształtem "amebę", który to podobno wcale nie jest przypadkowy -  oparty został na szeregu konfiguracji różnorodnych linii, przepływów i ruchów. Osobiście chciałabym bardzo się dowiedzieć jak wyglądają badania nad taką formą obiektu, które podobno są w stanie określić możliwości reorganizacji i restrukturyzacji przestrzeni ją otaczającej - bo jakoś nie widzę problemu, żeby na pagórku stanęła kostka zamiast "gluta" i sytuacja urbanistyczna uległa diametralnej zmianie, ale zapewne są rzeczy do których jeszcze nie doszłam ;)



Zewnętrze na pewno intryguje nadrukami na szkleniu pełniącym funkcję podwójnej skóry budynku, chociaż obchodząc budynek dookoła nie odkrywamy niczego nowego, nic nas nie zaskakuje. Brakuje mi zwyczajnie usprawiedliwienia takiej formy, bo w rzucie niewiele ona chyba zmienia a i sama w sobie wydaje się, jakby tu zacytować klasyka, taka "skończona".

 



Wnętrze z kolei chyba należy zaliczyć do tych "ciekawszych". Faktycznie organiczna forma planu zapewnia doświetlenia dla sporych sal "czytelniczych", które ciągną się nieraz przez wysokość dwóch, trzech kondygnacji. Problemem jest tu akustyka tych sporych przestrzeni przewidzianych także dla pracy w grupach, otwartych na piętra z księgozbiorami, ale również i na pomieszczenia pracy indywidualnej, gdzie użytkownicy chcieliby mieć odrobinę ciszy i spokoju.

 


 


Na pewno elementem przykuwającym uwagę jest otwarty plan biblioteki, której funkcjonalne podziały wyznaczone są przez zastosowaną dość intensywna kolorystykę pełniącą funkcje swoistej identyfikacji wizualnej. Mocne kolory, ale także i wyraziste faktury stosowanych blach ciekawie komponują przestrzeń wnętrza i wprowadzają do niego mocny akcent, którego chyba trochę brakuje w zewnętrzu obiektu.


Akcentem przyciągającym uwagę jest spiralna klatka schodowa, znajdująca się niemal w "centrum" ameby. Przebija się niczym świder przez wszystkie kondygnacje i akcentuje swoją obecność wykończeniem w kolorze zielonym.



0 komentarze:

NL | AMS | CIE. - THE WHALE


Java eiland, KNSM-eiland, Zeeburg, Sporenburg, Borneo, Cruqius-eiland - wszystkie te nazwy tworzą wschodnie nabrzeże Amsterdamu, które było kiedyś obszarem portowym. Swoim kształtem przypominają długie "wypustki" wżynające się w wodę kanału Ij. Dzisiaj port "przesunął" się na zachód, a stare nabrzeże portowe zostało wykorzystane jako tereny mieszkaniowe i ekskluzywne biura. 
Każda z "wysp" posiada inny charakter - każda była projektowana w innych czasach i jest odzwierciedleniem ówcześnie panujących trendów i sposobów myślenia na temat problemu zabudowy mieszkaniowej. 


W samym centrum Zeeburg znajduje się obiekt wyróżniający się nie tylko skalą, ale też formą i sposobem myślenia o architekturze. Sama jego nazwa "the Whale", czyli "wieloryb" daje wrażenie o skali obiektu. W porównaniu do otaczającej go niskiej zabudowy typowych szeregówek obiekt faktycznie wygląda jak "meteoryt". Ale ta nazwa nie odnosi się tylko do jego skali, ale także do formy - kanciasty, powyginany, przypomina obrys prostokąta, wznoszącego się na pylonach, który ktoś "złamał" pośrodku i w tym miejscu dotyka on ziemi. Podcienia, które stworzyły się tym samym po dwóch stronach obiektu funkcjonują jako "strefa wejściowa" do obiektu i otwierają widok na wewnętrzne atrium przeznaczone dla mieszkańców.

Bryła mieści w sobie 214 mieszkań, przestrzeni usług, wewnętrzny dziedziniec w formie zamkniętego ogrodu oraz podziemny parking. Z zewnątrz pomimo dość sporej kubatury obiekt jest ciekawy ze względu na zmienność w rytmie okien będący odzwierciedleniem wielu typologii mieszkań, ale także dzięki "ścięciom", które powodują, że do wnętrza dostarczona zostaje odpowiednia ilość światła naturalnego. 



Gdyby spojrzeć na plan budynek jest typem galeriowca, którego galerie otwierają się na wewnętrzne atrium. Dzięki nim komunikacja w obiekcie jest bardzo efektywna, szczególnie przy propozycji dwupiętrowych mieszkań, co pozwala na poprowadzenie o połowę mniej traktów komunikacyjnych. To ciekawe rozwiązanie funkcjonalne uzupełnia tylko pozytywny wydźwięk tego obiektu. 

0 komentarze:

NL | AMS | WILKINSON EYRE ARCHITECTS - NESCIO BRIDGE

 
Ijburg tu sztuczna wyspa na wschód od centrum Amsterdamu, na którą kierują się chyba wszyscy zainteresowani architekturą. Nie tylko sama wyspa, ale też dojazd do niej dostarcza wiele wrażeń. Połączenie pomiędzy stałym lądem a Ijburg zapewnia most, który swą nazwę zawdzięcza holenderskiemu pisarzowi Nescio - ukrywającemu się pod tym pseudonimem zaczerpniętym z łaciny, co po przetłumaczeniu brzmi zwyczajnie "nie wiem".


Most o rozpiętości 171 metrów jest najdłuższą kładką dla pieszych i rowerzystów nie tylko w Holandii ale też na świecie. Za stosunkowo małą sumę 12,2 milionów euro "wybudowano", a dokładniej zawieszono 10 metrów ponad lustrem wody Rijnkanaal ten most o bardzo charakterystycznej formie. Dzięki wzniesieniu kładki tak wysoko możliwe jest bezproblemowe przepływanie większych statków poniżej. Szerokość kładki na krańcach ulega rozdwojeniu, co pozwala na rozdzielenie ruchu pieszych od rowerzystów i stworzenie łagodnego podjazdu dla cyklistów i zwyczajnych schodów na zakończeniu drugiego rozwidlenia. 


Kablowa konstrukcja mostu nadaje mu wrażenie smukłości i elegancji. Zazwyczaj konstrukcje motów o takich rozpiętościach wyglądają zdecydowanie bardziej masywnie i nie wkomponowują się w otoczenie z taką łatwością. Na końcowym odcinku podjazdu dla rowerów poruszamy się w koronach drzew co dodatkowo wzmacnia wrażenie wywołane samą formą kładki.




0 komentarze:

NL | AMS | ARONS GELAUFF - ANIMAL SHELTER


Gdy myślimy o polskich schroniskach dla zwierząt, przed oczami mamy zgoła inny wizerunek niż ten, który proponuje nam holenderska stolica. Pomimo, iż w Amsterdamie można na ulicach spotkać kaczki, gęsi, łabędzie, oraz cała plejadę innych mniejszych stworzeń, na próżno by szukać tam bezdomnych psów czy kotów. Niemniej jednak na przedmieściach wybudowano schronisko, które funkcjonuje również jako hotel dla zwierząt. 


Długo szukałam tego schroniska ze względu na jego lokalizację, choć jak sami przyznacie, trudno nie zauważyć tej jaskrawozielonej elewacji. Wbrew pozorom te dwa aspekty są ze sobą powiązane - lokalizacja i elewacja: obydwie mają za zadanie izolować otoczenie budynku od hałasów dochodzących z wnętrza. Schronisko jest w stanie pomieścić 180 psów i 480 kotów, które w Amsterdamie są bardzo popularne, ze względu na ich "użytkową" formę - jak możecie się domyślać roi się tu od różnego rodzaju gryzoni, dla których jedynym faktycznym odstraszaczem są właśnie koty.


Forma budynku, niczym wstążka powiela obrys działki, z jednym tylko wyjątkiem - strefy wejściowej, która tworzy swoistą "niszę". W "obrysie" zlokalizowane zostały klatki dla psów, tworząc wewnętrzny dziedziniec - plac zabaw i wybieg dla psów. 


Pomysł na elewacje był prosty - odniesienie się do otaczającej budynek zieleni i wykorzystanie jej jako graficzny pattern, podkreślający tylko horyzontalność założenia. Przyjazny dla oka budynek nie przywodzi na myśl "biednego losu" psów, a wręcz odwrotnie - wywołuje bardzo pozytywne skojarzenia i pozostaje w pamięci jako charakterystyczny i atrakcyjny obiekt. 

0 komentarze:

NL | AMS | MVRDV - PARKRAND


Pewnie się zastanawiacie co może łączyć Katowice z Amsterdamem? No, przynajmniej z pewną częścią Amsterdamu. To hasło "miasto ogrodów" - adekwatne na pewno w stosunku do dzielnicy holenderskiej stolicy - Geuzenveld-Slotemeer. Te zachodnie przedmieścia Amsterdamu zabudowane zostały w latach 1950/1960 osiedlami małych domków i stosunkowo niewielkich 4-piętrowych monotonnych bloków tonących w zieleni urozmaiconej licznymi stawami. 

Stosunkowo niedawno rozpoczęty został proces transformacji dzielnicy, mający na celu efektywniejsze wykorzystanie obszaru przy zachowaniu idei "dzielnicy ogrodów". Od tego czasu jak grzyby po deszczu wyrastają co raz to nowe budynki. Niektóre z nich stają się ikonami - inne nie doczekały się aż tak wielkiego splendoru, niemniej jednak są zdecydowanie przyjemne dla oka i nie straszą zbyt wydumanymi formami czy kolorami (mały ukłon w stronę naszego małego grajdołka), których geneza nie jest poparta racjonalnymi przesłankami. 


Kompleks Parkrand, co w dosłownym tłumaczeniu oznacza "krawędź parku", powstał w miejscu 3 powojennych 4-piętrowych bloków, na granicy jednego z większych amsterdamskich parków - Eendrachts. 12-piętrowy blok o wymiarach 34 m szerokości na 134 m długości, zdwoił ilość oferowanych przez poprzednią zabudowę mieszkań, zajmując zdecydowanie mniej miejsca. Te 224 mieszkania, zamknięte w dość charakterystycznej formie, "stoją" twarzą w twarz z parkiem, a pomiędzy nimi znajduje się tylko olbrzymiej wielkości trawnik, pozwalający z jednej strony docenić piękno architektury, a z drugiej spotęgować wrażenie przestronności i oddechu. Przez duże "dziury", będące chyba najbardziej rozpoznawalną wizytówką tego projektu widać od zachodu korony drzew parku, natomiast od strony samego parku można nacieszyć oko feerią odbić i grą światłocienia podczas zachodów słońca.



Tę prostopadłościenną bryłę można podzielić na trzy horyzontalne części: parter, część środkową, oraz "górę". Dwukondygnacyjny parter oraz góra są "zabudowane" i stanowią ramy formalne tej jednostki, podczas gdy część środkowa, wygląda, jakby była "wydrążona", bądź jak kto woli - wypełniona blokami mieszkalnymi, przypominającymi wieże. 
Monolityczny parter ukrywa wejście do budynku, z którego przechodzi się do wewnętrznego "atrium". Z atrium możemy dostać się do szachtów komunikacyjnych każdej z "wież", ale także przedostać się na "wyższy poziom", czyli tak zwanych trzech zewnątrz-pokoi, które nie są niczym innym jak przestrzenią pseudo-publiczną, wyposażoną elementami małej architektury, charakterystycznymi olbrzymimi donicami, wprowadzającymi nieco zieleni do "wnętrza" obiektu, czy gigantycznymi żyrandolami, nadającymi przestrzeni przytulny charakter. Po raz kolejny odwołam się do naszego śląskiego podwórka, gdzie to przestrzeń pomiędzy familokami a obiektami gospodarskimi, czy ogrodami, była centrum życia lokalnej społeczności. Taką właśnie funkcję ma spełniać ten wewnętrzny dziedziniec - stymulować mieszkańców do poznawania się i zacieśniania relacji międzyludzkich. 





Możliwe, że fasady nie odzwierciedlają tego, ale budynek oferuje szeroki wachlarz typologii mieszkań i ich rozmiarów - od 87 do 132 m2, włączając w to także mieszkania dwupoziomowe, które znajdują się na ostatnich dwóch kondygnacjach. 
Od zewnątrz budynek wykończony został prefabrykowanym płytami betonowymi o antracytowym kolorze, których szorstka faktura koresponduje z dużymi, gładkimi taflami szklanymi, pozwalającymi nie tylko wykorzystać do maksimum tak skromne w Amsterdamie słońce - chodzi mi tu o okna, ale także stać się elementem wykończeniowym jak np. w balustradach. "Wewnętrzne" wycięcia oblicowano białymi płytkami ceramicznymi, co dodatkowo potęguje wrażenie "wycinania" z monolitycznego bloku owych "dziur". Smaczkiem, którego nie sposób nie docenić jest zastosowanie białych cegieł matowych, jak i błyszczących. Powoduje to, że oglądając elewacje pod różnym kątem i przy odpowiednim oświetleniu, jesteśmy w stanie dostrzec rysujący się na nim wzorek. Nie sposób tu nie wspomnieć o detalach wykończeniowych, które zostały jak widać przemyślane i działają tylko na plus.






Jednym słowem - architektura dla ludzi, przy zachowaniu wymagań rynku i bez górowania formy nad treścią, bo być może nie dodałam, że owe "dziury" pozwalają na dostęp światła do mieszkań, wytworzenie wewnętrznego placu i optyczne powiązanie przestrzeni "za" i "przed" budynkiem, a nie są tylko zabiegiem czysto formalnym. 





0 komentarze: